Czy istnieją niebezpieczne związki? Czy można przewidzieć, że związek z kimś będzie dla nas raniący?
Można by powiedzieć – poniekąd. Istnieją pewne sygnały ostrzegawcze, których pojawienie się źle wróży związkowi.
Kluczową sprawą dla tworzenia udanego, szczęśliwego związku jest wzajemne poznanie się. Dlaczego? Bo nie ma ludzi bez wad. Dlatego warto mieć świadomość, czy wady drugiej strony są dla mnie do zaakceptowania (i oczywiście, czy moje wady są akceptowalne dla drugiej strony). Myśląc o związku znacznie łatwiej wyobrazić sobie zalety, których oczekujemy od potencjalnego partnera, niż wady, z którymi jesteśmy w stanie pogodzić się. Przy czym pamiętać należy, że poznawanie drugiego człowieka to proces, który wymaga czasu.
Poznawanie się przebiega etapowo. Wszystko zaczyna się zwykle od wzajemnej fascynacji. Jesteśmy zachwyceni poznaną osobą, mamy wrażenie, że to ktoś idealny, wymarzony. Wiele rzeczy robimy wspólnie. Odgadujemy swoje pragnienia. Wprawdzie dostrzegamy w sobie pewne odmienne cechy, ale korzystamy z nich jak ze skarbca – chętnie uczymy się od drugiej strony. Generalnie zaś myślimy, że jesteśmy tacy podobni.
Ludzie wiążący się ze sobą na stałe na tym etapie ryzykują, że w końcu odkryją „drugą stronę medalu” – mogą się wówczas poczuć rozczarowani i „oszukani”. Ci zaś, którzy ukrywają celowo swoje wady, w obawie że ich związek nie wytrzyma próby – oby do ślubu, potem wszystko się JAKOŚ ułoży – nie biorą pod uwagę, że „jakoś” może oznaczać rozpad małżeństwa.
Następnie przychodzi kolej na kryzys. Zaczynamy coraz bardziej dostrzegać, że partner nie jest tak idealny, jak myśleliśmy wcześniej, a jego wady stają się coraz trudniejsze do zniesienia i zaczynają przysłaniać zalety. Pojawiają się silne uczucia, które nie pozwalają udawać, że jesteśmy inni. Związek staje się polem starć, konfliktów i wybuchów silnych emocji. Pojawia się pytanie: czy naprawdę z nim/nią chcę być? To trudny, lecz niezwykle ważny etap. Nadspodziewanie wiele dowiadujemy się o sobie. Obraz partnera urealnia się. I trzeba wyważyć czy widzimy więcej zalet, czy wad; czy wady są dla nas akceptowalne.
Pułapką, pojawiającą się na tym etapie, jest myślenie, że uda nam się tę drugą osobę zmienić, lub że ona zmieni się dla nas. Jeśli pojawiają się nam takie pomysły, powinno się równocześnie zaświecić światełko alarmowe – uwaga niebezpieczeństwo! Kolejnym sygnałem ostrzegawczym jest niechęć do rozmowy o trudnościach i do ich pokonywania, zrzucanie odpowiedzialności za kryzys na partnera i postawa roszczeniowa (należy mi się), przy równoczesnym niedostrzeganiu praw i potrzeb drugiej strony. Jeśli w związku nie ma równowagi, trudno mówić o partnerstwie, a porozumienie budowane przez jedną tylko strona jest jak most nie sięgający do drugiego brzegu. Jeśli odpowiedź na pytanie stawiane w poprzednim etapie brzmi jednak TAK, chcę dalej pozostać w tym związku, rozpoczynamy kolejny etap. To czas wychodzenia z kryzysu.
Jeśli związek jest dość silny, a wady dają się zaakceptować, zaczynamy na nowo dostrzegać pozytywne strony partnera. Natomiast trudne cechy nabierają innego wymiaru, widzimy je w szerszym kontekście. Przestajemy na nie patrzeć wyłącznie jak na wady, a zaczynamy w nich widzieć – być może trudną do zaakceptowania – inność.
Pamiętać należy, że niektórzy ludzie podejmują decyzję o rozstaniu, by potem (po doświadczeniu braku) wrócić do siebie i budować związek od nowa. Taka droga też może być owocna, jeśli mamy odwagę pokazać swoją prawdziwą twarz.
Są jednak takie sytuacje, w których trudno mówić wyłącznie o trudnej inności. Do nich należy celowe wzbudzanie zazdrości w partnerze (to celowe zadawanie bólu), „używanie ludzi” do osiągania korzyści, czy uzależnianie własnych decyzji od jednego lub obojga rodziców. To sygnały, których warto nie lekceważyć.