O tym jak zatrzymać wahadło reakcji, czyli o asertywności w słowach kilku
Co człowiek to reakcja, co sytuacja to reakcja. Dla każdego coś innego jest ważne, coś innego okazuje się czymś nie do przełknięcia lub wprost przeciwnie – czymś do przełknięcia łatwym. Po prostu każdy z nas ma inaczej i święte nasze prawo do tego. Są jednak reakcje, które trudno nazwać reakcjami, bo prawie ich nie widać, ani nie słychać. Okazują się one przyzwoleniem na sytuację, na przykład, kiedy ktoś nalewa delikwentowi kolejny talerz zupy, a on zaciskając zęby przełyka kolejną łyżkę i jeszcze mówi „dziękuję”, bo jest dobrze wychowany. Są też reakcje, których siła powala jej twórcę na obie łopatki, np. ten sam delikwent wstaje od stołu i z furią rzuca talerzem o podłogę oznajmiając, że wcale nie prosił o dokładkę.
Te dwie reakcje to dwie przeciwstawne postawy nazywane ULEGŁOŚCIĄ i AGRESJĄ. Żadna z nich nie jest dobra, obie przynoszą szkodę którejś ze stron. Na szczęście z czasem wahadło zatrzymuje się na środku i już nie miota się od jednej skrajności w drugą. Ten środek to ASERTYWNOŚĆ. Sztuka bardzo trudna, ale wyuczalna. Polega na tym, że dajesz sobie prawo do wyrażania swoich poglądów, myśli i uczuć w sposób, który nie narusza praw innych ludzi. Czyli po prostu bez podchodów, złośliwości, słownych szpileczek, niedomówień i manipulacji. A w zamian za to szczerze, otwarcie, no i w kontekście sytuacji, a nie po latach, miesiącach czy dniach wielu.
Oczywiście bywają sytuacje tak ekstremalne, że nie da się być asertywnym, bo może to zagrażać naszemu bezpieczeństwu lub przynieść ewidentna szkodę. Jedyną właściwą reakcją jest wówczas ucieczka (na przykład w sytuacji napadu) lub podjęcie walki (gdy np. złodziej próbuje pozbawić nas osobistej rzeczy). To na szczęście nie zdarza się zbyt często, więc warto próbować być w życiu asertywnym.
Katarzyna Leśniewska