O tym jak z twarzą opuścić peleton, gdy uczestniczysz w wyścigu szczurów,
czyli o tym, jak przytomnie budować swoją przyszłość
Co bystrzejsi rodzice zapisują swoje jeszcze nienarodzone dzieci do renomowanych placówek oświatowych, co by miała dziecina dobry start już w przedszkolu. Mnóstwo zajęć dodatkowych, którymi dziecko będzie bombardowane od 1 lub 2 roku życia. Potem konsekwentnie równie dobra szkoła w połączeniu z całą masą rozmaitej maści kursów i treningów, bez względu na to czy dziecko chce, czy nie. Tak jest dobrze, to daje szansę na lepszą przyszłość. Dalej wszystko leci tak samo, kolejne szczeble edukacji, korepetycje na wszelki wypadek, kursy przygotowujące, prestiżowe studia. I zaraz trzeba będzie szukać dobrej pracy, żeby zadowolić siebie, rodziców, żeby nie wypaść źle przed znajomymi, żeby nie ponieść klęski. A gdzie jest miejsce na własne życie, na podejmowanie decyzji, dokonywanie wyborów, określanie celów?
Okazuje się, że od wielu, wielu lat biegniemy na łeb na szyję do bliżej nieokreślonego celu. Wciąż prosto i prosto przed siebie, nie zważając na wszystko, co mijamy po drodze. Jedno co mamy w głowie to być pierwszymi, cel uświęca środki, każdą cenę można zapłacić, byleby jak najszybciej stanąć na podium.
Czy rzeczywiście tego chcesz? Czy cel innych osób musi być twoim celem? Co ci tak naprawdę w duszy gra?
Zawsze możesz powiedzieć: czas na postój. Zawsze ten postój może być okazją do refleksji; czy to jest moja trasa, czy tędy i tam chcę zmierzać. Zawsze możesz zmienić trasę i tempo wędrówki, nawet jeśli okaże się, że niewiele ludzi tędy chadza. I pamiętaj, jest taki aforyzm: jeśli nawet tysiąc osób powie rzecz głupią, to nadal ona głupią pozostanie. Biegnąc w owczym pędzie masz większą szansę stracić rozum i bardziej się poturbować, niż gdy zdany na swój wewnętrzny kompas, mech na drzewach i gwiazdy nad głową będziesz próbował zbliżyć się do swego celu.